Targające mną humory zasiały całkiem spore spustoszenie w mojej głowie i każdej dziedzinie życia.
W efekcie- ucierpiał też blog, gdzie narobiło mi się tyyyyyyle zaległości, że nie bardzo wiem w jakiej kolejności teraz to wszystko, co chciałabym i co MUSZĘ, pokazać.
Poukładam to i postaram się wkrótce zamieścić wszystko co trzeba.
A tymczasem zrobię mały skok w bok.
Zostawiając zaległości na odpowiednią chwilę, pracując nad zamówieniami (bo jednak przecież pracowałam - na luksus obijania boków niestety nie mogę sobie pozwolić) zachciało mi się czegoś innego.
Małej odskoczni od dotychczasowych tematów.
A taki oto jest efekt tych ,,przerywników" w pracy:
...i zapewne to nie koniec perypetii Rudej Aniołki.
***
Dziękuję odwiedzającym za odwiedziny i za komentarze.
Trochę mniej teraz sama udzielam się jeśli chodzi o komentowanie, bo i czasu za mało, a i nie raz lepiej jest żebym nic nie pisała. Mogłabym jeszcze Was pozarażać tym swoim paskudnym nastrojem....
Ale na ile czas i chęci pozwalają zaglądam, podglądam, podczytuję...
***
A ponieważ dawno nie było nic o Małej Demolce, spieszę donieść iż Demolka podrosła i za nic nie przypomina kudlatego Maine Coona, na jakiego miała wyrosnąć. Ani swojej PUCHATEJ (własnie!), statecznej i dumnej mamy.
Śmiga po domu z prędkością światła i delikatnością słonia w składzie porcelany.
Przypomina Diabła Tasmańskiego z kreskówki.
Tylko nie wrzeszczy jak tamten. Ale reszta się zgadza.
Mimo to dość długo, o dziwo obywało się bez większych szkód.
Do czasu - niedawno w ciągu jednego dnia zrzuciła i rozbiła duże, ciężkie i STARE BARDZO !!! lustro
stojące na komodzie, zbiła doniczkę i swoją ceramiczną miskę.
A wszystko to oczywiście żadna wina kota.
Tylko much.
Bo kot poluje zawzięcie i z pasją.
Nie tylko na muchy zresztą. Niedawno sprzątałam z podłogi szare piórka jakiegoś nieszczęsnego i nie dość szybkiego ptaszęcia. A dzisiaj urządziła sobie w sypialni zabawę w kotka i myszkę z myszką przyniesioną z ogrodu.
Dobry kot. Łowny.
Ostatnie zdjecie mowi wszystko: uosobiona niewinnosc w za malym koszyczku. Chyba, Beatko, cos przesadzasz z tym demolowaniem mieszkania, to zupelnie niemozliwe, zeby dokonal tego TEN kot!
OdpowiedzUsuńSzczerze mowiac, ruda aniolka bardziej trafia w moj gust niz te wyniosle dorosle anioly, jest przystepna i taka swojska.
Buziaki
Aniołki prześliczne...
OdpowiedzUsuńi faktycznie długo Cię nie było.
Pozdrawiam, Marta
Ruda Anielica piękna:)
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się,że Demolka nie jest kudłata-mniej czesania ,a radość z obcowania z kotkiem ta sama. To co opisujesz to chyba nie o tym kotku z ostatniego zdjęcia:)))Śliczna panna rośnie.
pozdrawiam
Prawdę mówiąc, to po Rudej wcale nie widać Twojego podłego nastroju:)
OdpowiedzUsuńKociak śliczny i taki grzeczniutki (przynajmniej na zdjęciu)
Pozdrawiam. Ola.
Superowa ta ruda Angelica, extra...a kotek, kina mówi sama za siebie...niewiniątko:)))
OdpowiedzUsuńFajnie, że jesteś..i bądź:)
Śliczny ten Twój Rudy aniołek!!!! Zachwyca! A Demolka (świetne imię), do ZACAŁOWANIA!!! :-P
OdpowiedzUsuńŁowny i na dodatek majsterkowicz:))))) Ruda jest przeurocza:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńUroczy kotek:)
OdpowiedzUsuńRuda Aniołka prześliczna. A kocio - sama słodycz. Wiem co piszę, bo mamy bardzo podobną kociczkę. W tym poście co nieco o niej, jest na ostatnim zdjęciu w towrzystwie czarnego jak smoła Skierki.I też psotka :-) Pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńhttp://lamusikkamusi.blogspot.com/2013/01/koci-post.html
Ale o co chodzi?! Ostatnie zdjęcie - sama słodycz...
OdpowiedzUsuńUroczy rudzielec :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRudas śliczny i taki babsko-wszędobylski!
OdpowiedzUsuńDemolka? taka niewinna kocina!!!
Uściski:)))
OdpowiedzUsuńRudzielcem jestem oczarowana, zauroczona !!!!!!!!!!!!!!!!!
Chciałabym potrafić tak skakać :))) Rudzielec bliski mojemu sercu, bo mam rude na łbie :) Są urocze :)
OdpowiedzUsuńA kicia obłędna!
Ruda anielica - piękna. Lekka zwiewna pełna humoru.
OdpowiedzUsuńDemolka na całego ? :))))))))))
Anielica słodka..a kociczka anielska ;)
OdpowiedzUsuńAnioły odlotowe.
OdpowiedzUsuńCo chcesz od Demolki jak dajesz kocięciu do zabawy młotek.
Poza tym odwdzięcza się jak może za żarcie.
Mój darmozjad to nawet mrówek wpinających się na drugie piętro nie pożera a ja muszę leczyć po nich rany.
Pozdrowionka i pogłaskanki.
Bardzo lubie twoje prace, sa takie lekkie,maja wiele radosci i delikatnosci w sobie...Nie moge uwierzyc,ze majac "paskudny nastroj" mozna tak slicznie malowac.
OdpowiedzUsuńSle wiele usmiechow i cieplych mysli w twoja strone !
Mnie też Ruda spodobała się i wzruszyła. Nastrojem łączę się z Tobą w bólach- też mam nie wyjściowy. Na pocieszenie powiem, że moja stara kocica, która ma tylko jeden ząb (do otwierania piwa) i prawie nic już nie widzi zachowuje się całkiem podobnie jak Twoja młódka i czyni to z wielką pasją zwłaszcza gdy spóźniamy się z obiadem. Morał: im to nigdy nie mija:-))
OdpowiedzUsuńAniołki cudowne:)Najcudowniejszy to ten dziergający:)Idealnie by do mnie pasował,tylko bym zamiast drutów szydełko do rąk włożyła:)Cudo:)
OdpowiedzUsuńprześliczne janiołeczki :)
OdpowiedzUsuńKocia jest piękna :)!!! Aniołki też ;)
OdpowiedzUsuńRuda aniołka świetna po prostu taka figlarka jak ten Twój kot :)
OdpowiedzUsuńJakie cudne aniołki! Ślicznie je namalowałaś :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńO rany! mało nie dostałam palpitacji serca na widok tych cudnych aniołów! Nie znajduję słów zachwytu. Cudo, arcydzieło! Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń