niedziela, 6 stycznia 2013

Wstyd mi...

Wczorajszy dzień spisałam na straty.
Przynajmniej początkowo...
Miał wyglądać całkiem inaczej. Plan był dobry: najpierw szybko uporam się z zakupami, sprzątaniem i obiadem a resztę dnia i następującą po nim niedzielę przeznaczę na spokojne tworzenie, popijanie kawy, łażenie po blogach i może wreszcie poczytam, bo czas oddać książki do biblioteki.
Niestety z zakupami i staniem przy garach zeszło mi się dłużej niż powinno, a że czas spędzony na gotowaniu to dla mnie nie tyle mordęga co po prostu czas stracony- już miałam humor popsuty.
Potem jakieś zamieszanie w domu bo ktoś się spieszy...,bo szybko...,ktoś przypalił żelazko, winnego nie ma a tu spodnie się zabrudziły... No oszaleć można!!!
Niby nic złego ani nadzwyczajnego się nie dzieje a cały nastrój i chęci do pracy, i w ogóle do życia diabli wzięli.
O malowaniu nie ma mowy...
No to może do łóżka wcześniej i jakiś film wieczorem?...
Skąd i dlaczego pomysł na taki a nie inny seans to osobna historia, w skrócie - chodziło o dyskusję na temat umiejętności aktorskich Marcina Dorocińskiego.
Oglądamy polski film ,,Róża,, Wojciecha Smarzowskiego.
W zasadzie to znowu miałam  plan- zacznę oglądać ale...zaraz na drugi bok i spać... Nie lubię filmów o wojnie, o krzywdzie, o przemocy  i rzadko takie oglądam. A jeszcze dzisiaj -w tak paskudnym nastroju...nie.
I choć trzy razy szukałam pretekstu żeby nie oglądać pewnych scen wychodząc po herbatę albo wypuścić kota...nie dane było mi zasnąć. Nie da się, nie da się po prostu, film ma tak mocny przekaz emocjonalny, że się nie da. Nie ma sensu żebym opisywała czy streszczała historię jaką opowiada fabuła. Kto nie oglądał jeszcze a zechce- łatwo znajdzie i informacje i sam film.
Ale chcę napisać,że jest mi wstyd. Jest mi strasznie wstyd, że żyjąc sobie dziś w ciepłym, bezpiecznym, domu mając swoich bliskich przy sobie narzekam i marudzę na .....no właśnie na co? 
Jeszcze wczoraj pomyślałam (tylko pomyślałam, bo nawet buzi mi się nie bardzo chciało otwierać żeby  porozmawiać!), że chciałabym wyrwać się z tej codzienności, że potrzebuję dystansu...
No to mam. Nawet wyjeżdżać nigdzie nie musiałam.

Ja to jednak jestem ,,ale głupia,,....

A ,,Różę,, szczerze polecam, choć to trudny i mocny film.
 Mocno sprowadza na ziemię. Bo tylko dziwne zrządzenie losu sprawia, że jesteśmy tu i teraz. Równie dobrze mogliśmy być wtedy tam...





8 komentarzy:

  1. Nie oglądałam tego filmu, więc trudno mi się odnieść do Twoich przemyśleń...
    A czasami bywają trudne dni nie wiadomo dlaczego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, tak.... Na szczęście nie często mnie dopadają.

      Usuń
  2. Zachęciłaś. Obejrzę. A kuchni też nie cierpię.... dlatego sobie kupiłam to, co kupiłam :-) :-) :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam, widziałam...:)
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  3. Czasem dobrze jest dostać "obuchem w łeb" i docenić to co się ma:)"Róży" jeszcze nie oglądałam,ale na pewno obejrzę:)Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obuch zadziałał :). I mam nadzieję, że na długo zapamiętam lekcję. A tak poza wszystkim, to po prostu nienawidzę takich głupich dni kiedy wszystko jest nie tak a byle drobiazg wkurza i wyprowadza z równowagi.

      Usuń
  4. Ciągle się przymierzam do tego filmu... Dziękuję za odwiedziny i rady w sprawie zawieszenia wianka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obejrzyj. Chociaż ja stwierdziłam,że na najbliższe półrocze limit na TAKIE filmy wyczerpałam. Może to mało ambitnie ale zdecydowanie wolę oglądać filmy lżejsze.

      Usuń

Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze.
Z góry przepraszam bo nie zawsze wystarcza mi czasu żeby na nie odpowiedzieć. Ale zapewniam,że wszystkie czytam uważnie.