Lubię zamówienia. Wiadomo ...kasa.
Niektóre zamówienia są zwyczajne, powiedzmy ,,oczywiste"- ot poproszę to i to, w taki a takim formacie, technika taka a taka... Nawet myśleć za bardzo przy tym nie trzeba.
I gitara ,,gra"- się robi bez większego stresu, choć zawsze na koniec mały niepokój gdzieś pod sercem jest...Dopóki człowiek nie zobaczy błysku zadowolenia w oku klienta lub nie usłyszy w słuchawce potwierdzenia, że wszystko jest ok, lekki dyskomfort daje się odczuć...
Zwykle jednak nie jest tak łatwo. Tzn. łatwo to się tylko bierze zamówienie.
W moim przypadku zwykle brzmi to tak:
-Ależ oczywiście, proszę pani/pana ...oczywiście namaluję wszystko,
dowolny czyli każdy temat
w dowolnej czyli w każdej technice
w dowolnym czyli w każdym formacie
oczywiście jak najszybciej
a co do ceny...to się na pewno dogadamy.
I przeważnie jestem tak uchachana perspektywą przygarnięcia forsy, że nie za bardzo zastanawiam się nad tym co mam zrobić, czego dotyczy zamówienie, tylko klepię powyższą formułkę i już.
Potem trzeba jakoś temu sprostać. Właściwie nie powinnam pisać ,,jakoś" tylko ,,jak najlepiej".
No i się zaczyna...im trudniej tym dłużej zwlekam z realizacją.
I właściwie jak już mam nóż na gardle w tedy już nie ma odwrotu....
Jakiś czas temu na starych drzwiczkach starej komódki namalowałam - wiadomo co -Anielice.
Pani jednej spodobały się bardzo i bardzo była rozczarowana, że ich już nie mam.
Czułam , że właśnie zaczynają ulatniać się gdzieś stówki, które mogłabym zarobić, i które to już doskonale widziałam i niemal czułam w dłoni...Wykazując się trzeźwością umysłu a może tylko stosując się do wyćwiczonego schematu, rzuciłam jednym tchem:
- Ale ja mogę zrobić coś w rodzaju imitacji takich drzwiczek i namalować replikę....Nie ma najmniejszego problemu!
...
Jak trzeba to trzeba- pełna mobilizacja. Odezwała się we mnie córka stolarza (a jakże!) i Adam Słodowy. Dla młodszych wyjaśniam- Adam Słodowy to taki wcześniejszy, trochę MacGyver - co to z kawałka sznurka, starego długopisu i szpulki po niciach potrafi zrobić wyciąg krzesełkowy.
Moje godziny spędzone w dzieciństwie na oglądaniu ,,Zrób to sam" nie poszły w las.
Narzędzia, trochę kombinacji...
Potem bejca, farba, papier ścierny i... powstały:
A przy okazji odkryłam patent na niedrogą i łatwą do zrobienia oprawę dla niektórych prac.
***
A dziś - nie wiem czy to przedłużająca się zima mi zaszkodziła, czy może odwrotnie- słońce za oknem pomogło, czy też może chodzi o to że ,,kobieta zmienną jest"...
Nie wiem, w każdym razie upiekłam dziś ciasto.
Ja !.... W NIEDZIELĘ !...
To nie jest normalne,
ponieważ moje ambicje kulinarne ograniczają się naprawdę do najmniejszego z możliwych minimum....
A limit dotyczący pieczenia ciasta został nie tylko wyczerpany, ale i znacznie przekroczony już na Święta.
Coś uciąć, przeciąć, skręcić, walnąć młotkiem...to tak. To jest dla mnie. Ale mieszanie w garach???
Strata czasu!
Dziwna, niespodziewana myśl żeby zrobić roladę z masą kakaową zaskoczyła mnie zupełnie.
Ale ponieważ przepis jest prosty i potrzebne składniki zwykle są w domu, nawet takiej kompletnej ignorantki kulinarnej jak ja - nie było przeciwwskazań...
Jedyny, ale chwilowy problem stanowił brak papieru do pieczenia.
No tak,... takie akcesoria jak pergamin to trudno u mnie znaleźć.
Ale... kalkę techniczną ...to i owszem...
A kalka techniczna to przecież taki trochę pergamin tylko grubszy...
Chwilkę zastanawiałam się nad świadomością, że nie jest to wyrób przeznaczony do kontaktu z żywnością...
Ale tylko chwilkę- potrzeba samorealizacji w kuchni była silniejsza od ewentualnych zagrożeń.
Wyłożyłam blachę kalką i na wszelki wypadek grubo wysmarowałam margaryną.
Nie wiem właściwie dlaczego, ale słuszna warstwa tłuszczu wydała mi się dobrą izolacją między ciastem a materiałem kreślarskim.
Choć pewności nie mam czy nie nadziałam mojego wyrobu cukierniczego jakimiś niespożywczymi i nie daj Boże toksycznymi substancjami...
Mam nadzieję, że nie. Jestem już ,,po spożyciu" i żyję, nie czuję też żadnych sensacji ani dolegliwości żołądkowych. I mam nadzieję że nie poczuję, bo koleżanka poczęstowana, również spożyła dwa kawałeczki....
Możliwe że wino półwytrawne zneutralizowało szkodliwe działanie.
W każdym razie w smaku ciasto niczym nie różniło się od upieczonego na pergaminie, jest pyszne!
A tak wygląda moja ,,Rolada z kalki":
Na wszelki wypadek ( gdybym jednak miała zejść z tego świata przez te toksyny)
zjem jeszcze kawałek przed snem.
W d...oopie tam z odchudzaniem !...
Tym bardziej, że przecież jutro ciężki dzień.
PONIEDZIAŁEK
Jeśli ktoś jest zainteresowany przepisem - chętnie się podzielę.
Qrde, nie tylko zdolniacha z Ciebie, ale i wynalazca z odkrywca w jednym! I nie martw sie o trucizny w kalce, na pewno wyginely pod wplywem temperatury. Rolada wyglada cudnie, jesli jeszcze tak cudnie smakuje, to gratulacje za kreatywnosc.
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cie z dnia na dzien bardziej.
Mykam spac, bo jutro do fabryki trza.
A tam! zaraz odkrywca. Wiesz jak to jest - potrzeba matką wynalazku.
OdpowiedzUsuńDobrej nocy.
Świetne... Rozbawił mnie ten post do łez... Samo życie. A przy okazji... Nie tylko pędzlem i narzędziami stolarskimi biegle władasz, ale piórem (no, może bardziej klawiaturą w tym wypadku) także. Gratulacje :-)
OdpowiedzUsuńDzięki kochana. Znaczy się, ze jeśli ,,skończę" się w malarstwie może zacznę zarabiać pisaniem durnych tekstów.
UsuńPozdrawiam
Miło jest wiedzieć, moje gryzmoły wywołują uśmiech
Twoje posty czyta się jak kryminał. Z zapartym tchem co będzie dalej. Fajnie.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o ciasto, to już mi ślinka cieknie, bo ja wielki łasuch jestem.
Pozdrawiam. Ola.
och! Dziękuję za tak pochlebną recenzję! W swój talent pisarski to już raczej nie uwierzę, ale lubię książki, w dzieciństwie ,,nałykałam " się Niziurskiego i Szklarskiego...
UsuńNo tak, nie dość, że artystka, to jeszcze stolarz i jakby było tego mało...to i cukiernik :)
OdpowiedzUsuńA tam! Zawsze wolałam ,,męskie" zajęcia od kuchni. Z tym cukiernikiem to mam nadzieję, że to tylko taki chwilowy wybryk...Bo o ile samo zrobienie ciasta nie sprawiło mi i tym razem jakiejś szalonej uciechy, to konsumpcja... jak najbardziej. A to nie wróży dobrze dla moich bioder....
UsuńZ lat najmłodszych pamiętam traumatyczne przeżycie związane ze Słodowym, który od tamtej pory w moim umyśle zawsze miał przed nazwiskiem wulgarne słowo zaczynające się na ch.
OdpowiedzUsuńOtóż razu pewnego podczas szaleństw domowych wraz z przyjaciółmi poplamiliśmy tapetę atramentem. Bojąc się piekła, które z pewnością urządziłaby nam moja mama po powrocie z pracy zasięgnęliśmy rady Słodowego, który właśnie w ostatnim odcinku radził jak łatwo wywabiać plamy z atramentu sokiem z cytryn. Kilo cytryn poszło się paść a plama z małej mrówki zmieniła się w bizona.
Lepiej nie wnikać w następstwa tych doświadczeń.
Twoje imitacje ujęły mnie za mięsień sercowy.
Sorki, ale się uśmiałam :)))
UsuńCoś nie zadziałało widocznie jak trzeba, nie dziwię się że pan z telewizora stracił w Waszych oczach...Ale przynajmniej wykazaliście refleksem i ,,pomyślunkiem".
Strach przed reakcją rodziców mi moim braciom czasem odbierał zdolność myślenia (choć nigdy nie było żadnego lania,najwyżej kazania z mocną gestykulacją rąk matki).
Ja kiedyś porywając się na pierwsze doświadczenia z igłą i nicią pocięłam matczyną sukienkę. Nic mi z tego mojego szycia nie wyszło a pociachaną kieckę wcisnęłam na dno szafy mojej....mamy.
Ale i tak starszy brat mnie przebił. Grając w pokoju w ping-ponga jednym pechowym machnięciem rakietki zbił klosz żyrandola. Jeden z trzech. Matka dopiero wieczorem zapalając światło zauważyła i pyta co się stało. Na to mój brat krótko, że ...urwał się i spadł...
Ja intuicyjnie wiedziałam, od kiedy zajrzałam do Ciebie,że tkwi w nas sporo podobieństw. Zupełnie jak Ty reaguję jeśli ktoś coś ode mnie potrzebuje lub oczekuje. Jak się otrząsnę zdarza się,że chyba przeholowałam!
OdpowiedzUsuńSłodowy, robótki, wymyślanie, zastępowanie braków rzeczami skądś - sama widzisz.
Ale to mało- pieczenie ha ha ha ha ha.... -Zawsze spapram- jak się wszystko chce ulepszać to efekty bywają opłakane. Wszyscy wiedzą - pieczenie odpada!!!!
Jeszcze jak mi powiesz,że jesteś z pod znaku Barana to witaj siostrzyczko!!!
Słonecznie i mroźnie pozdrawiam:)))
No cóż, nie chcę się chwalić ale moja niechęć do kuchni nijak się ma do efektów. Wręcz przeciwnie. Jak na złość wszystko wychodzi. Rzadko udaje mi się coś spaprać, aż sama się dziwię bo więcej robię ,,na oko" niż zgodnie z przepisem i byle prędzej.
UsuńJestem zodiakalnym Strzelcem.
U nas od wczoraj świeci pięknie słoneczko, choć śniegu jeszcze sporo.
Baran- Strzelec dobrana para :))))
UsuńNo właśnie kto by tam myślał o odchudzaniu gdy taka pyszność jest...
OdpowiedzUsuńPrzepis poproszę:)
pozdrawiam
No ja jednak myślę...Wczoraj byłam ,,gieroj" jak jadłam a dziś ...już za późno, co zjedzone to już w biodrach...
UsuńPrzepis podam później na blogu.
no czekam:)
UsuńWszystko wyszło znakomicie. Przyjmuj śmiało każde zamówienie, bo z każdym poradzisz sobie jak baca z dżdżownicą w roli sznurowadła :) A anioły BOSKIE!
OdpowiedzUsuńDzięki, dzięki...A zamówienia i tak biorę ,,jak leci"...wiesz- ŻĄDZA PIENIĄDZA!
UsuńCzasami trzeba iść na żywioł :-)))
OdpowiedzUsuńSkoro żyjesz to wszystko jest ok :-)
Zyję, żyję ...bardziej mi chyba zaszkodziły wyrzuty sumienia, po tej cukierniczej rozpuście niż ta kalka...
UsuńŚwietny pomysł na ramki. Ciasto wygląda bardzo smakowicie. Co tam kilogramy za to jaka radość:) Czekam na przepis...
OdpowiedzUsuńOwszem - najlepsze z tego wszystkiego jest to, mam teraz patent na oprawę. Przepis podam w następnym poście.
Usuńale zdolniacha z ciebie! wszystko potrafisz. człowiek orkiestra w pozytywnym znaczeniu!
OdpowiedzUsuńuściski:)
A tam...zaraz zdolniacha...jak człowiek musi to musi...
UsuńPozdrawiam
Ja tam nie robię takich skomplikowanie wyglądających ciast ;) A z zamówieniami, zleceniami mam dokładnie tak samo... :)
OdpowiedzUsuńŚwietny Słodowy z Ciebie :)
No własnie- rolada tylko wygląda na skomplikowane ciasto. Mimo swojego ,,skrętu" jest prosta w wykonaniu jak drut :)
UsuńŚwietnie poradziłaś sobie z zamówionymi aniołami, ramy świetne. Ja też kiedyś piekłam ciasta na kalce technicznej i żyję:)- czekam na przepis. Czytając Twój post poprawiłam sobie humor w poniedziałkowe popołudnie:)))
OdpowiedzUsuńFajnie wiedzieć, że poprawiłam swoją bazgraniną Twój nastrój :)
UsuńPrzepis w następnym poście.
Pozdrawiam
A ja właśnie tydzień na odchudzaniu. Z tym że jak dojrzeję do tego, to nie mam z tym największego problemu. Jestem tak "zmotoryzowana" w kuchni, bo jak dla mnie to totalna strata czasu, chociaż mam wielu kulinarnych wielbicieli, że piekę wyłącznie w silikonach i niczego nie smaruję.
OdpowiedzUsuńOdnośnie ram, to masz rację, jak cytat z polskiego filmu: "będzie pani zadowolona". Ja też ostatnio wyposażyłam się w wiele narzędzi typu męskiego. Niektórych nawet nie próbowałam.
Pozdrówki. Anioły niech będą z nami.
Na odchudzaniu to ja jestem non stop...Tylko co z tego...
UsuńA narzędzia zostały mi po tacie, był stolarzem i w warsztacie czuję się lepiej niż w kuchni...
Świetny wpis! Odnośnie tego ciasta, to się trochę pośmiałam. Podoba mi się Twój żartobliwy sposób pisania oraz to iż jesteś (tak mi się przynajmniej wydaje), szczerą osobą. Jeśli chodzi o kalkę to się nie znam, czy posiada jakieś trujące właściwości. Może zamiast kalki, trzeba było użyć folii aluminiowej, no chyba, że takowej też nie posiadasz ;P Tak czy owak rolada wygląda całkiem smakowicie.
OdpowiedzUsuńCo do najważniejszego - Anioły są piękne!
Pozdrawiam serdecznie!
Dzięki...A folia była i owszem. Ale zużyłam ją kiedyś...do jakiejś dekoracji...
UsuńPozdrawiam
Ale mi humor poprawiłaś :-D
OdpowiedzUsuńTeż lubię zabawy z młotkami i innymi wkrętarkami :-)
Pozdrawiam i czekam na kolejny post w nadziei, że kalka jednak nie zaszkodzi (może jeszcze trzeba ciut neutralizatora półwytrawnego :-))
Miło jest wiedzieć, że przyczyniłam się do poprawy nastroju :)
UsuńPozdrawiam serdecznie
Ramy i to co w nich nie wymaga komentarza...
OdpowiedzUsuńA rolada z kalki - nie podejrzewałabym Ciebie, a tu proszę... ;)