UWAGA!!!
DAWNO MNIE NIE BYŁO WIEC BĘDZIE DŁUGO...
Kocioł, młyn, sajgon...czyli milion spraw- koniecznych, oczywiście zwłoki nie cierpiących, bieżących, zaległych, nieprzewidzianych, nagłych ...do tego biegiem, z językiem na brodzie i jeszcze wszystko to dodatkowo uatrakcyjnione bardzo spektakularnym, widowiskowym atakiem zimy.
DAWNO MNIE NIE BYŁO WIEC BĘDZIE DŁUGO...
Kocioł, młyn, sajgon...czyli milion spraw- koniecznych, oczywiście zwłoki nie cierpiących, bieżących, zaległych, nieprzewidzianych, nagłych ...do tego biegiem, z językiem na brodzie i jeszcze wszystko to dodatkowo uatrakcyjnione bardzo spektakularnym, widowiskowym atakiem zimy.
Tak było:
Czyli normalka- bo przecież już nie raz przerabiany temat tej zimy :
- brak drogi,
-brak samochodu bo akumulator padł
- brak możliwości naładowania akumulatora bo samochód zostawiony jakieś 200m od domu..
Co na tamtą chwilę właściwie i tak nie miało znaczenia, bo przecież, jak wspomniałam- drogi i tak nie było...
A tu przecież trzeba jechać:
załatwić, przywieść, wywieść, wysłać, kupić...
I co teraz???
Wszystko się wali, sprawy sypią się po kolei, problemów przybywa...
Do tego wszystkiego próba zabójstwa.
Tak- domownicy chcieli mnie zabić testując wytrzymałość moich nerwów napiętych do granic możliwości.
Nie wiem czy z nudów, w ramach eksperymentu, czy z jakichś innych nie daj Boże niecnych pobudek...
W każdym razie miarka się przebrała w skutek czego w jednej chwili znalazłam rozwiązanie dla wszystkich problemów.
Ubrałam się i wyszłam w noc oraz zawieruchę.
Może zamarznę sobie gdzieś w zaspie i będzie po problemach....?
Głupia, bo głupia ale własnie taka myśl przez chwilę zaświtała mi w głowie.
Tylko przez chwilę bo za przeproszeniem cholerny ziąb szybko przywrócił mi myślenie na właściwe tory.
Niby w emocjach i nerwach ...ale jednak nie do końca, bo wychodząc przytomnie całkiem pomyślałam o zabraniu telefonu. No to dzwonię do koleżanki.
Mieszka 4 km ode mnie.
Koleżanka własnie wraca z pracy.
Pieszo! ..no bo jak, jak nie ma drogi...w każdym razie jechać się nie da...
A więc pieszo, jest około 20.30 (kończy pracę o 19), jest już niedaleko, to się spotkamy...
A wiecie ile miała do pokonania z miasta do miejsca gdzie się ,,zeszłyśmy"?
5km.
Słowo, nie oszukuję!
No to jeszcze tylko ok. 4000 m do jej domu. Nie zostawię przecież kobity samej w takiej sytuacji, dlatego dalej idziemy razem.
Pod wiatr, w śnieżycy, miejscami zaspy po kolana.
W domku u niej rozgrzewając się gorącą herbatką oraz nalewką z pigwy obrobiłyśmy tyłki rodzinie bliższej i dalszej, koleżankom, kolegom, sąsiadkom i sąsiadom.
Oberwało się też księżom oraz wiadomo- politykom.
Od razu lepiej się człowiekowi zrobiło....
I tak ładnych prę godzin- popijając rozgrzewające płyny i gapiąc się przez cały ten czas na znaczek Polsatu na ekranie telewizora, bo przez tą śnieżycę chyba coś się zawiesiło i nie można było złapać żadnego programu- poprawiałyśmy swoje samopoczucie.
Ok. pierwszej w nocy pigwówka się skończyła, za oknami ucichł wiatr, telewizor nagle odzyskał sprawność i ryknął reklamą pasty Sensodyne przyprawiając nas o palpitacje serca i brutalnie wyrywając z błogiego nastroju.
-
-Jezu! Już po pierwszej?!!! Musze wracać do domu!
-Coś ty głupia? W nocy pijana chcesz łazić po zaspach? Przenocujesz u mnie!
Ale ja nie... Jaka pijana?...
nagle zachciało mi się powrotu do tych co to jeszcze parę godzin temu chcieli mnie uśmiercić.
Człowiek w nerwach nie myśli ale po alkoholu nie myśli jeszcze bardziej, zwłaszcza że nie zaprawiony w ,,boju,, bo pije mało i rzadko. Co innego gdyby tak regularnie...
W każdym razie kompletnie ignorując dobre rady koleżanki oraz nie bacząc na zagrożenia związane z maszerowaniem w środku nocy, w mróz i śnieżycę w stanie lekkiego (ale jednak w ,,stanie") upojenia alkoholowego uparłam się wracać do domu.
Swoją drogą ciekawe dlaczego moja koleżanka zachowała zdolność myślenia , choć jest o połowę lżejsza i o połowę mniejsza ode mnie...?
Mi chciało się spać i do własnego łóżka, a ona najwyraźniej odzyskała siły bo stwierdziła, że musi pooddychać powietrzem więc mnie odprowadzi.
Pomyślałam -....ZOMBI...jak nic!
Przecież ona parę godzin temu pokonała prawie 10 km przedzierając się przez zaspy!
Co to alkohol robi z człowieka....
No ale dobra, jak spacer to spacer...Pomyślałam tylko z nadzieją, że w najgorszym razie to dojdziemy tym razem do mojego domu i może się jednak zmęczy i wtedy ona przenocuje u mnie.
Ale gdzieś tak w połowie drogi dotleniwszy się widać wystarczająco postanowiła jednak zawrócić.
Pożegnałyśmy się robiąc trzy razy ,,niedźwiedzia" na środku skrzyżowania.
-Tylko puść sygnał jak dojdziesz do domu, żebym wiedziała, że nie zasnęłaś w zaspie...
-Ty też zadzwoń...
Zdolność myślenia najwyraźniej wracała.
***
Następnego dnia (nie wyspałam się niestety za bardzo) nie powiem żebym była zaskoczona tym, że sprawy nie pozałatwiały się w cudowny sposób same. Nie, ale lekkie rozczarowanie dawało się odczuć.
Nie było rady- trzeba stawić czoło...
Zwłaszcza, że czoło (z całymi przyległościami ) bolało w sposób dotkliwy...
Marząc o nagrodzie- czyli o perspektywie złożenia zbolałego ciała w miękkiej i ciepłej pościeli zabrałam się za ,,odhaczanie" kolejnych punktów.
W ekspresowym tempie, po kolei- to co najważniejsze najpierw, to co mniej ważne - w drugiej kolejności, a to co może poczekać choć nie powinno- na końcu.
Czego nie zdążę- nie zrobię.
I już.
Pokonałam więc najważniejsze :
-podróż do szpitala w odwiedziny POCIĄGIEM
(lata całe nie podróżowałam pociągiem! a teraz to nie takie proste, o nie!.... rozkład jazdy w internecie nie zgadza się z tym co na stacji, ten na stacji nie zgadza się z tym co pani mówi w kasie; pociągi jakieś inne, i kolej podzielona tak, że na taki bilet to do tego pociągu nie, tylko do tamtego...w kasie pani mówi, ze pociąg z miejscówkami ale to tylko jedna stacja to miejscówki nie będzie wypisywać, a pani konduktor w pociągu mówi, że mam zły bilet bo miejscówki nie mam...o matko!...o co tu chodzi???)
w następnej kolejności
-pokonałam też zaspy i problem z akumulatorem
-dokończyłam pisanki, pozbierałam po domu moich rąk dzieła, żeby było co na stół położyć na kiermaszu
-spakowałam co trzeba i ,,odbyłam" kiermasz, gdzie uśmiechając się promiennie mimo pulsującego w skroniach bólu zarobiłam całe 173 zł
-dokonałam podstawowych zakupów spożywczych na najbliższe dni
Jeszcze w ostatniej chwili udało mi się uwiecznić na zdjęciach trochę mojej produkcji:
A to mała relacja z kiermaszu:
***
A TERAZ OD KILKU GODZIN ODPOCZYWAM I SIEDZĘ SOBIE W ŁÓŻKUZa chwilkę z największą przyjemnością, w towarzystwie dużej lampki wina, pijąc za zdrowie mojego Osobistego Asystenta, który mam nadzieję wkrótce opuści szpital i wróci do domu, oddam się buszowaniu po Waszych blogach.
Tradycyjnie dziękuję za odwiedziny mojego bloga i za komentarze. Przepraszam, że nie na wszystkie odpowiadam, ale zapewniam- każdy z nich jest dla mnie potwierdzeniem, że warto pracować, tworzyć, pisać..
Witam nowe twarze, które dołączyły do grona obserwatorów.
Wszystkich serdecznie pozdrawiam.
Dzięki Wam to miejsce żyje, a moja praca i czas poświęcony na prowadzenie bloga mają sens.
No to nieźle Was zasypało, nie ma co! Już wiem dlaczego poczta podaje, że doręczyciel nie zdążył doręczyć :)
OdpowiedzUsuńSpacery nocne w zaspach i to po spożyciu... no, no...
Koleje faktycznie lepiej omijać jak człek nie zaznajomiony... koszmar!
Pozdrówka BB
No zasypało...ja jestem odporna raczej na takie przeciwności...ale tej zimy mam już serdecznie dość!
UsuńDoręczyciel już doręczył:)) DZIĘKUJĘ!!!
a dzisiejsza podróż koleją odbyła się o dziwo! bez żadnych niespodzianek.
No widzisz. Noc się udała, Twój przykład dowodzi, ze warto rozmawiać. Pani Drzyzga ma rację :-)
OdpowiedzUsuńNo na to wygląda.
UsuńPozdrawiam
Och kolejne piękne pisanki i w jakich ilościach?
OdpowiedzUsuńNo marzymy już o wiośnie....a tu połowa marca i nic!
Pozdrawiam, Marta (i oby więcej wieczorów z lampką wina i pod kołderką :)
Z pisankami rzeczywiście zaszalałam...
UsuńA co winka i ,,podkołderki" to świetna terapia...
Ja też chcę już wiosny!
Najważniejsze, to móc się wygadać :)..to pomaga jednak...a jeszcze w towarzystwie pigwówki...mniam ;)
OdpowiedzUsuńTa ilość pięknych jajek przyprawia o zawrót głowy :)
Oj,żebyś wiedziała - pomaga, jeszcze jak pomaga!
UsuńA z jajami już koniec na ten rok...faktycznie sporo wyszło, ale ,,rozejdą" się....a co zostanie ,,zdekoruje" mój dom.
Pozdrawiam
Fantastyczna noc:D owocna w piękne kolorowe pisanki.Pigwówka dobra na wszystko.Pozdrawiam:D
OdpowiedzUsuńNoc z pełna wrażeń, teraz sama się sobie dziwię- jak mi się chciało wychodzić w taką pogodę??? Dziś czuję się lepiej i wołami nikt by mnie nie wyciągnął w taką zimnicę na nocne spacery!
Usuńpozdrawiam z równie zasypanego Zamościa :) i gratuluję uporu i siły w walce z zaspami o światem dookoła... kiermasz jak widzę się udał a pisanki są piękne najbardziej podobają mi się te białe z czarnymi wzorami są piękne :)
OdpowiedzUsuńDziś już śniegu jest trochę mniej,i choć dość słonecznie to jednak bardzo zimno.
UsuńA te pisanki, które tak się Tobie podobają, to jedne z ostatnich ekspresowych...Dwie warstwy emalii akrylowej do drewna i metalu (została mi z malowania krzeseł)- ładnie kryje,błyszczy lekko, nie ma smug, szybko schnie. Jaja wyglądały jak porcelanowe po wyschnięciu. Na to zdobienia farbą akrylową przy użyciu stempelków silikonowych.
:))
Wiem coś o tym śniegu. Dzielna z Ciebie dziewczyna:)Mnie do dzisiaj bolą wszystkie mięśnie:)Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńZajrzyj na e-maila:)
Nawet lubię zimę...ale tegoroczna chyba przesadza...
UsuńPozdrawiam
wysłałam ci komentarz. chyba dowcipny nawet był. nie dość, że nie doszedł, to wyskoczył mi taki tekst.
OdpowiedzUsuńJeśli problem nadal występuje:
Wyczyść pamięć podręczną i usuń pliki cookie w przeglądarce, a potem spróbuj ponownie.
Sprawdź, czy ktoś inny ma taki sam problem: poszukaj kodu błędu bX-uws8vq na forum pomocy Bloggera
zobaczymy co dalej....
Oj masz duży dystans. Nie widziałam czy płakać czy śmiać się z tej opowieści. Ja nigdy nie wylazłabym w noc sama, a już na pewno na jakiekolwiek odludzie. Podziwiam.
OdpowiedzUsuńNie mogę jednak pokumać o jakiego Asystenta chodzi? Jednak mam nadzieję, że już lepiej.
Z jajami rzeczywiście zaszalałaś. Piękne w każdej wersji.
Jeśli chodzi o pociągi w Twoich rejonach, to prawdziwy koszmar (znam to z pierwszej ręki). Zawsze tam wybieram się samochodem. Jednak jak widzę byłoby to nie możliwe.
Niestety na jutro zapowiadają jakąś kolejną ekstremę zimową. A poszła złośliwa!
Pozdrówki.
ładnie to zima wygląda przez okno jednak gorzej jak trzeba przejsć przez zaspę jak z Twojego zdjęcia brrrr
OdpowiedzUsuńpzdrawiam i zapraszam
http://czerwonafilizanka.blogspot.com/2013/03/moje-pierwsze-rozdanie.html#comment-form
Piękne pisanki stworzyłaś, ludziska się nie znają na sztuce. Będę brutalna, ale w zaprzyjaźnionej pasmanterii usłyszałam: Wiesz kochana ludzie wolą takie karczochy kolorowe,że aż strach więc robię, bo to się sprzedaje.A my narobimy się jak nie wiem co twórczo i później "przystrajamy swoje domy". Jedynie pożytek z tego taki, u nas Francja- elegancja, a u niektórych karczochowo-koszmarkowo!!!!
OdpowiedzUsuńEpizodu zimowo-wycieczkowego po nocy współczuję - też się zdarzało. Brrrrr.
Pozdrawiam gorąco :))))
Oj to się działo u Ciebie przed świętami. Kobitki jesteście zwariowane, żeby z własnej woli pchać się w zaspy. Podziwiam. Jajka wyszły Ci przecudownie. Szczególnie te zielone, cieniowane przypadły mi do gustu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i dziękuję za udział w mojej zabawie.
T.