niedziela, 17 marca 2013

Diabelski młyn

UWAGA!!!
DAWNO MNIE NIE BYŁO WIEC BĘDZIE DŁUGO...


Kocioł, młyn, sajgon...czyli milion spraw- koniecznych, oczywiście zwłoki nie cierpiących,  bieżących, zaległych, nieprzewidzianych, nagłych ...do tego biegiem, z językiem na brodzie i jeszcze wszystko to dodatkowo uatrakcyjnione bardzo spektakularnym, widowiskowym atakiem zimy.
Tak było:



Na taką wysokość- czyli do połowy furtki zasypany był chodnik prowadzący do domu, podjazd oraz cała droga prowadząca do szosy głównej.
Czyli normalka- bo przecież już nie raz przerabiany temat tej zimy :
- brak drogi,
 -brak samochodu bo akumulator padł
- brak możliwości naładowania akumulatora bo samochód zostawiony jakieś 200m od domu..
Co na tamtą chwilę właściwie i tak nie miało znaczenia, bo przecież, jak wspomniałam- drogi i tak  nie było...
A tu przecież trzeba jechać:
 załatwić, przywieść, wywieść, wysłać, kupić...
I co teraz???
Wszystko się wali, sprawy sypią się po kolei, problemów przybywa...
Do tego wszystkiego próba zabójstwa.
Tak- domownicy chcieli mnie zabić testując wytrzymałość moich nerwów napiętych do granic możliwości.
Nie wiem czy z nudów, w ramach eksperymentu, czy z jakichś innych nie daj Boże niecnych pobudek...
W każdym razie miarka się przebrała w skutek czego w jednej chwili znalazłam rozwiązanie dla wszystkich problemów.
Ubrałam się i wyszłam w noc oraz zawieruchę.
Może zamarznę sobie gdzieś w zaspie i będzie po problemach....?
Głupia, bo głupia ale własnie taka myśl przez chwilę  zaświtała mi w głowie.
Tylko przez chwilę bo za przeproszeniem cholerny ziąb szybko przywrócił mi myślenie na właściwe tory.
Niby w emocjach i nerwach ...ale jednak nie do końca, bo wychodząc przytomnie całkiem pomyślałam o zabraniu telefonu. No to dzwonię do koleżanki.
Mieszka 4 km ode mnie.
Koleżanka własnie wraca z pracy.
Pieszo! ..no bo jak, jak nie ma drogi...w każdym razie jechać się nie da...
A więc pieszo, jest około 20.30 (kończy pracę o 19), jest już niedaleko, to się spotkamy...
A wiecie ile miała do pokonania z miasta do miejsca gdzie się ,,zeszłyśmy"?
5km.
Słowo, nie oszukuję!
No to jeszcze tylko ok. 4000 m do jej domu. Nie zostawię przecież kobity samej w takiej sytuacji, dlatego dalej  idziemy razem.
Pod wiatr, w śnieżycy, miejscami zaspy po kolana.
W domku u niej rozgrzewając się gorącą herbatką oraz nalewką z pigwy obrobiłyśmy tyłki rodzinie bliższej i dalszej, koleżankom, kolegom, sąsiadkom i sąsiadom.
 Oberwało się też księżom oraz wiadomo- politykom.
Od razu lepiej się człowiekowi zrobiło....
I tak ładnych prę godzin- popijając rozgrzewające płyny i gapiąc się przez cały ten czas na znaczek Polsatu na ekranie telewizora, bo przez tą śnieżycę chyba coś się zawiesiło i nie można było złapać żadnego programu- poprawiałyśmy swoje samopoczucie.
Ok. pierwszej w nocy pigwówka się skończyła, za oknami ucichł wiatr, telewizor nagle odzyskał sprawność i ryknął reklamą pasty Sensodyne  przyprawiając nas o palpitacje serca i brutalnie wyrywając z błogiego nastroju.
-
-Jezu! Już po pierwszej?!!! Musze wracać do domu!
-Coś ty głupia? W nocy pijana chcesz łazić po zaspach? Przenocujesz u mnie!

Ale ja nie... Jaka pijana?...
nagle zachciało mi się powrotu do tych co to jeszcze parę godzin temu chcieli mnie uśmiercić.
Człowiek w nerwach nie myśli ale po alkoholu nie myśli jeszcze bardziej, zwłaszcza że nie zaprawiony w ,,boju,, bo pije mało i rzadko. Co innego gdyby tak regularnie...
W każdym razie kompletnie ignorując dobre rady koleżanki oraz nie bacząc na zagrożenia związane z maszerowaniem w środku nocy, w mróz i śnieżycę w stanie lekkiego (ale jednak w ,,stanie") upojenia alkoholowego uparłam się wracać do domu.
Swoją drogą ciekawe dlaczego moja koleżanka zachowała zdolność myślenia , choć jest o połowę lżejsza i o połowę mniejsza ode mnie...?

Mi chciało się spać i do własnego łóżka, a ona najwyraźniej  odzyskała siły bo stwierdziła, że musi pooddychać powietrzem więc mnie odprowadzi.
 Pomyślałam -....ZOMBI...jak nic!
Przecież ona parę godzin temu pokonała prawie 10 km przedzierając się przez zaspy!
Co to alkohol robi z człowieka....
No ale dobra, jak spacer to spacer...Pomyślałam tylko z nadzieją, że w najgorszym razie to dojdziemy tym razem do mojego domu i może się jednak zmęczy i wtedy ona przenocuje u mnie.
Ale gdzieś tak w połowie drogi dotleniwszy się widać wystarczająco postanowiła jednak zawrócić.
Pożegnałyśmy się robiąc trzy razy ,,niedźwiedzia" na środku skrzyżowania.
-Tylko puść sygnał jak dojdziesz do domu, żebym wiedziała, że nie zasnęłaś w zaspie...
-Ty też zadzwoń...
Zdolność myślenia najwyraźniej wracała.
***
Następnego dnia (nie wyspałam się niestety za bardzo) nie powiem żebym była zaskoczona tym, że sprawy nie pozałatwiały się w cudowny sposób same. Nie, ale lekkie rozczarowanie dawało się odczuć.
Nie było rady- trzeba stawić czoło...
Zwłaszcza, że czoło (z całymi przyległościami ) bolało w sposób dotkliwy...
Marząc o nagrodzie- czyli o perspektywie złożenia zbolałego ciała w miękkiej i ciepłej pościeli zabrałam się za ,,odhaczanie" kolejnych punktów.
W ekspresowym tempie, po kolei- to co najważniejsze najpierw, to co mniej ważne - w drugiej kolejności, a to co może poczekać choć nie powinno- na końcu.
Czego nie zdążę- nie zrobię.
I już.
Pokonałam więc najważniejsze :
-podróż do szpitala w odwiedziny POCIĄGIEM
(lata całe nie podróżowałam pociągiem! a teraz to nie takie proste, o  nie!.... rozkład jazdy w internecie nie zgadza się z tym co na stacji, ten na stacji nie zgadza się z tym co pani mówi w kasie; pociągi jakieś inne, i kolej podzielona tak, że na taki bilet to do tego pociągu nie, tylko do tamtego...w kasie pani mówi, ze pociąg z miejscówkami ale to tylko jedna stacja to miejscówki nie będzie wypisywać, a pani konduktor w pociągu mówi, że mam zły bilet bo miejscówki nie mam...o matko!...o co tu chodzi???)
w następnej kolejności
-pokonałam też zaspy i problem z akumulatorem
-dokończyłam pisanki, pozbierałam po domu moich rąk dzieła, żeby było co na stół położyć na kiermaszu
-spakowałam co trzeba i ,,odbyłam"  kiermasz, gdzie uśmiechając się promiennie mimo pulsującego w skroniach bólu zarobiłam całe 173 zł
-dokonałam podstawowych zakupów spożywczych na najbliższe dni


Jeszcze w ostatniej chwili udało mi się uwiecznić na zdjęciach trochę mojej produkcji:









A to mała relacja z kiermaszu:








***
A TERAZ OD KILKU GODZIN ODPOCZYWAM I SIEDZĘ SOBIE W ŁÓŻKU
Za chwilkę z największą przyjemnością, w towarzystwie dużej lampki wina, pijąc za zdrowie mojego Osobistego Asystenta, który mam nadzieję wkrótce opuści szpital i wróci do domu, oddam się buszowaniu po Waszych blogach.



Tradycyjnie dziękuję za odwiedziny mojego bloga i  za komentarze. Przepraszam, że nie na wszystkie odpowiadam, ale zapewniam- każdy z nich jest dla mnie potwierdzeniem, że warto pracować, tworzyć, pisać..
Witam nowe twarze, które dołączyły do grona obserwatorów.
Wszystkich serdecznie pozdrawiam.
Dzięki Wam to miejsce żyje, a moja praca i czas poświęcony na prowadzenie bloga mają sens.






19 komentarzy:

  1. No to nieźle Was zasypało, nie ma co! Już wiem dlaczego poczta podaje, że doręczyciel nie zdążył doręczyć :)
    Spacery nocne w zaspach i to po spożyciu... no, no...
    Koleje faktycznie lepiej omijać jak człek nie zaznajomiony... koszmar!
    Pozdrówka BB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No zasypało...ja jestem odporna raczej na takie przeciwności...ale tej zimy mam już serdecznie dość!
      Doręczyciel już doręczył:)) DZIĘKUJĘ!!!
      a dzisiejsza podróż koleją odbyła się o dziwo! bez żadnych niespodzianek.

      Usuń
  2. No widzisz. Noc się udała, Twój przykład dowodzi, ze warto rozmawiać. Pani Drzyzga ma rację :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Och kolejne piękne pisanki i w jakich ilościach?
    No marzymy już o wiośnie....a tu połowa marca i nic!
    Pozdrawiam, Marta (i oby więcej wieczorów z lampką wina i pod kołderką :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pisankami rzeczywiście zaszalałam...
      A co winka i ,,podkołderki" to świetna terapia...
      Ja też chcę już wiosny!

      Usuń
  4. Najważniejsze, to móc się wygadać :)..to pomaga jednak...a jeszcze w towarzystwie pigwówki...mniam ;)
    Ta ilość pięknych jajek przyprawia o zawrót głowy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj,żebyś wiedziała - pomaga, jeszcze jak pomaga!
      A z jajami już koniec na ten rok...faktycznie sporo wyszło, ale ,,rozejdą" się....a co zostanie ,,zdekoruje" mój dom.
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Fantastyczna noc:D owocna w piękne kolorowe pisanki.Pigwówka dobra na wszystko.Pozdrawiam:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noc z pełna wrażeń, teraz sama się sobie dziwię- jak mi się chciało wychodzić w taką pogodę??? Dziś czuję się lepiej i wołami nikt by mnie nie wyciągnął w taką zimnicę na nocne spacery!

      Usuń
  6. pozdrawiam z równie zasypanego Zamościa :) i gratuluję uporu i siły w walce z zaspami o światem dookoła... kiermasz jak widzę się udał a pisanki są piękne najbardziej podobają mi się te białe z czarnymi wzorami są piękne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś już śniegu jest trochę mniej,i choć dość słonecznie to jednak bardzo zimno.
      A te pisanki, które tak się Tobie podobają, to jedne z ostatnich ekspresowych...Dwie warstwy emalii akrylowej do drewna i metalu (została mi z malowania krzeseł)- ładnie kryje,błyszczy lekko, nie ma smug, szybko schnie. Jaja wyglądały jak porcelanowe po wyschnięciu. Na to zdobienia farbą akrylową przy użyciu stempelków silikonowych.
      :))

      Usuń
  7. Wiem coś o tym śniegu. Dzielna z Ciebie dziewczyna:)Mnie do dzisiaj bolą wszystkie mięśnie:)Pozdrawiam:)
    Zajrzyj na e-maila:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet lubię zimę...ale tegoroczna chyba przesadza...
      Pozdrawiam

      Usuń
  8. wysłałam ci komentarz. chyba dowcipny nawet był. nie dość, że nie doszedł, to wyskoczył mi taki tekst.
    Jeśli problem nadal występuje:

    Wyczyść pamięć podręczną i usuń pliki cookie w przeglądarce, a potem spróbuj ponownie.
    Sprawdź, czy ktoś inny ma taki sam problem: poszukaj kodu błędu bX-uws8vq na forum pomocy Bloggera
    zobaczymy co dalej....

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj masz duży dystans. Nie widziałam czy płakać czy śmiać się z tej opowieści. Ja nigdy nie wylazłabym w noc sama, a już na pewno na jakiekolwiek odludzie. Podziwiam.
    Nie mogę jednak pokumać o jakiego Asystenta chodzi? Jednak mam nadzieję, że już lepiej.
    Z jajami rzeczywiście zaszalałaś. Piękne w każdej wersji.
    Jeśli chodzi o pociągi w Twoich rejonach, to prawdziwy koszmar (znam to z pierwszej ręki). Zawsze tam wybieram się samochodem. Jednak jak widzę byłoby to nie możliwe.
    Niestety na jutro zapowiadają jakąś kolejną ekstremę zimową. A poszła złośliwa!
    Pozdrówki.

    OdpowiedzUsuń
  10. ładnie to zima wygląda przez okno jednak gorzej jak trzeba przejsć przez zaspę jak z Twojego zdjęcia brrrr

    pzdrawiam i zapraszam

    http://czerwonafilizanka.blogspot.com/2013/03/moje-pierwsze-rozdanie.html#comment-form

    OdpowiedzUsuń
  11. Piękne pisanki stworzyłaś, ludziska się nie znają na sztuce. Będę brutalna, ale w zaprzyjaźnionej pasmanterii usłyszałam: Wiesz kochana ludzie wolą takie karczochy kolorowe,że aż strach więc robię, bo to się sprzedaje.A my narobimy się jak nie wiem co twórczo i później "przystrajamy swoje domy". Jedynie pożytek z tego taki, u nas Francja- elegancja, a u niektórych karczochowo-koszmarkowo!!!!
    Epizodu zimowo-wycieczkowego po nocy współczuję - też się zdarzało. Brrrrr.
    Pozdrawiam gorąco :))))

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj to się działo u Ciebie przed świętami. Kobitki jesteście zwariowane, żeby z własnej woli pchać się w zaspy. Podziwiam. Jajka wyszły Ci przecudownie. Szczególnie te zielone, cieniowane przypadły mi do gustu.
    Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za udział w mojej zabawie.
    T.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze.
Z góry przepraszam bo nie zawsze wystarcza mi czasu żeby na nie odpowiedzieć. Ale zapewniam,że wszystkie czytam uważnie.